ABRAHAM i LOT, â—„#â–ºBiblia dla dzieci w obrazkach

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ABRAHAM i LOT

Abraham i Lot mieszkali już oddzielnie: Abraham w namiocie wśród gór Kanaanu, a Lot w domu, w Sodomie.

Pewnego dnia Pan Bóg posłał wysłańców z wiadomościami do każdego z nich. Dla Abrahama nieśli radosną wieść, dla Lota smutną.

Dzień był gorący, ale namiot Abrahama stał w zacienionym miejscu, więc panował w nim przyjemny chłód. W pewnej chwili Abraham dojrzał trzech ludzi, biało ubranych, wędrujących drogą. I chociaż ich nie znał, zaraz wyszedł na spotkanie, uprzejmie zapraszając do siebie.

- Wstąpcie, proszę, na chwilę do mnie - rzekł. - Odpocznijcie nieco, napijcie się czegoś i coś zjedzcie.

Usadowił ich w zacienionym miejscu, a sam przyniósł wody do picia. Potem poczęstował gości smacznym mięsem i ciastem. Usługiwał im, jak umiał najlepiej, nie wiedząc jeszcze, kim są. Jeden z przybyszów wyglądał na wielkiego pana, podróżującego w towarzystwie dwóch służących.

W pewnej chwili ten Pan zapytał: - Gdzie jest twoja żona, Sara?

- W namiocie - odparł Abraham. Wtedy usłyszał:

- Dowiedz się, Abrahamie, że gdy wrócę tu za rok, twoja żona, Sara, będzie miała syna.

Abraham bardzo się uradował i nagle zrozumiał, kto siedzi naprzeciwko niego: Sam Pan Bóg przybył tu w towarzystwie dwóch aniołów, by mu przynieść dobrą wiadomość!

Sara nie wiedziała, że to Bóg rozmawia z Abrahamem. Usłyszała, co przybysz powiedział, bo była blisko w namiocie i uważnie przysłuchiwała się rozmowie, ale od dawna już nie wierzyła, że będzie miała dziecko. Była za stara! Toteż teraz zaczęła się śmiać. Śmiała się z Pana Boga! Przeraziła się jednak, usłyszawszy głos Boży: - Dlaczego Sara się śmieje? Czy dla Boga istnieje coś niemożliwego? Wtedy Sara skłamała ze strachu:

- Ja się wcale nie śmiałam! Bóg wie jednak wszystko i nigdy się nie myli. Odparł więc:

- Nie kłam, Saro. Śmiałaś się! A jednak to, co zapowiedziałem, spełni się.

Trzej przybysze wstali i skierowali się ku wyjściu. Abraham odprowadził i ich jeszcze kawałek drogi.

Razem weszli na wzgórze, skąd widać było oba miasta: Sodomę i Gomorę. Pan powiedział:

- Ponieważ jesteś moim przyjacielem, powiem ci, co zamierzam uczynić. Udaję się do Sodomy i Gomory, aby sprawdzić, czy ich mieszkańcy nadal są tacy źli. Jeżeli się nie zmienili, spotka ich kara. Zniszczę ich miasta.

Abraham bardzo się zmartwił. Czyżby Bóg naprawdę chciał zniszczyć miasta? Zniszczyć zupełnie? To prawda, że zasługują na karę, ale przecież w jednym z nich mieszka Lot, który kocha Boga i nie jest niczemu winien. A może w Sodomie jest więcej ludzi podobnych do Lota?

Abraham padł na kolana przed Bogiem i zapytał pokornie:

- Panie, a jeżeli znajdzie się tam pięćdziesięciu ludzi kochających Ciebie?

Bóg odparł: - Jeżeli znajdę tam pięćdziesięciu sprawiedliwych - daruję miastu.

 

Źli mieszkańcy Sodomy

Pięćdziesięciu to dużo! Co będzie, jeżeli tylu się nie znajdzie?

Abraham zapytał ponownie:

- A jeżeli będzie tylko czterdziestu pięciu?

- I w tym wypadku nie zniszczę miasta - odparł Pan.

- Być może, będzie ich tylko czterdziestu?

- Nawet wtedy nie ukarzę miasta. - A jeżeli nie będzie więcej niż trzydziestu, Panie?

- Wtedy także nic nie zrobię - odparł Bóg.

- O Panie! - zawołał Abraham. - Nie gniewaj się na mnie, ale może nie znajdzie się tam więcej niż dwudziestu takich, którzy Ciebie kochają? Pan odparł:

- Nie zniszczę miasta, jeżeli znajdę tam chociaż dwudziestu ludzi, którzy mnie kochają.

Abraham nie śmiał pytać dalej. Wiedział jednak, jak dobry jest Bóg. Dlatego zdobył się na odwagę i raz jeszcze się odezwał. Cicho, ze spuszczoną głową wyszeptał:

- Panie, a jeżeli nie znajdzie się tam więcej niż dziesięciu sprawiedliwych? U słyszał odpowiedź Boga:

- Jeżeli znajdę chociaż dziesięciu miłujących mnie, nie zniszczę Sodomy ze względu na nich.

Gdy Abraham podniósł oczy, okazało się, że jest sam. W oddali dostrzegł tylko dwóch wysłańców zmierzających w stronę Sodomy. Wracał smutny i cichy. Uporczywie myślał o Sodomie.

Gdy jednak znalazł się w domu i ujrzał żonę, odzyskał radość. Oboje wiedzieli, że dziecko, którego od tak dawna oczekiwali, niedługo się narodzi.

 

Aniołowie odwiedzają Lota

 

Tymczasem wysłańcy udali się do domu Lota, by mu zanieść smutną wiadomość. Byli to ci sami aniołowie, którzy poprzednio zjawili się u Abrahama.

Gdy dotarli do Sodomy, zapadł już wieczór. Do miasta wejść można było tylko przez bramę w wysokich murach, zewsząd otaczających gród. Jego mieszkańcy siedzieli przy bramie, a wśród nich Lot. Ujrzawszy obu przybyszów, a nie wiedząc kim są, Lot pomyślał:

- Muszę się nimi zaopiekować. Mieszkańcy Sodomy są tak źli, że jeszcze mogliby ich skrzywdzić.

Zabrał więc obu do siebie, nakarmił ich, napoił, a potem rzekł:

- Możecie u mnie zanocować. Lecz, o zgrozo! Cóż to się dzieje przed domem?

Co to za hałasy i krzyki? Ktoś dobija się z wrzaskiem do drzwi:

- Locie! Locie! Gdzie sÄ… ci twoi cudzoziemcy? Otwieraj natychmiast! Teraz my siÄ™ nimi zajmiemy!

Tak wołali mieszkańcy Sodomy. Otoczyli dom ze wszystkich stron, aby nikt nie mógł z niego uciec. Byli tak bardzo źli, że krzywdzili każdego cudzoziemca, który pojawił się w mieście.

Ale Lot nie bał się. Wyszedł z domu i stanąwszy naprzeciw napastników zawołał:

- Nie krzywdźcie ich! Przecież nic wam złego nie zrobili!

Niestety, jego słowa nie odniosły żadnego skutku. Mieszkańcy Sodomy krzyczeli coraz głośniej:

- Nie mieszaj się do nie swoich spraw! Chodź bliżej, skoroś taki odważny, a i ciebie nauczymy rozumu!

Wydawało się, że zaraz się rzucą na niego, jednak aniołowie prędko wciągnęli go do środka i zatrzasnęli drzwi.

I wtedy stało się coś niezwykłego! Gdy źli ludzie chcieli wyłamać drzwi, zniknęły im one nagle sprzed oczu. Przestali je widzieć, jak gdyby nagle stracili wzrok. Bóg to sprawił! Szukali po omacku, ale nigdzie nie mogli odnaleźć wejścia.

W końcu, zmęczeni bezskutecznymi poszukiwaniami, rozeszli się do domów na spoczynek.

Wtedy aniołowie wyjaśnili Lotowi, po co przyszli. Powiedzieli, że źli mieszkańcy Sodomy i Gomory będą ukarani, miasta ich zniszczone, a oni wszyscy zginą.

Co za straszna wiadomość! - Ty, Locie, nie zginiesz - dodali - ale musisz natychmiast uciekać stąd w góry wraz z żoną i twymi dwiema córkami...

Lot zawahał się. Czy naprawdę musi uchodzić? A co stanie się z jego domem? Też będzie zniszczony? A jego owce, krowy i reszta bydła? Czy ma wszystko porzucić? Tak ciężko pracował, żeby się tego dorobić! Tak pragnął się wzbogacić! A teraz ma stracić wszystko i stać się biedakiem? Lot był zdruzgotany! Nie chciał się stąd ruszać. Zbyt był przywiązany do swego domu i wszystkiego, co posiadał.

Na dworze rozwidniało się. Noc minęła i nadchodził dzień kary.

- Uchodź śpiesznie, Locie - usłyszał głos aniołów. - Pośpiesz się, bo zginiesz i ty!

Ale Lot nawet nie drgnął. Zachowywał się tak, jak gdyby nic do niego nie docierało. Wówczas aniołowie ujęli go pod ręce i pociągnęli za sobą, a wraz z nim jego żonę i córki. Wyszli z domu, przeszli ulicami miasta, minęli bramę i znaleźli się poza murami.

- A teraz biegiem, naprzód! Tylko nie oglądajcie się za siebie, jeżeli chcecie ocaleć!

Lot, jego żona i córki uciekali w popłochu. Za nimi zaczynała się trząść ziemia. Z nieba walił ogień, domy stawały w płomieniach. W jednej chwili całe miasto rozsypało się jak budowla z klocków, potrącona nogą. Ziemia rozstąpiła się, miasto zapadło w otchłań, a na jego miejscu wystąpiło morze. Było to morze słone, dziś, zwane Morzem Martwym. Wszyscy źli ludzie zginęli.

Tak zostali przez Boga ukarani swoje grzechy.

Lot jednak ocalał.

Jego córki również.

Tymczasem żona Lota...

Bóg i ją chciał ocalić, ona jednak myślała tylko o swym domu i pozostawionym złocie. Nie chciała wszystkiego porzucić. Zatrzymała się i obejrzała za siebie. To, co zobaczyła, było tak straszne, że skamieniała z przerażenia i umarła.

Nieposłuszna żona Lota...

Tego ranka Abraham wstał wcześnie. Wdrapał się na wysoką górę, by z niej spojrzeć na Sodomę. Gęsta chmura dymu unosiła się nad doliną, zakrywając obydwa miasta. Abraham zrozumiał, że nie znalazło się w nich nawet dziesięciu ludzi, którzy kochaliby Pana Boga.

Lot z córkami schronił się daleko w górach i zamieszkał w ciemnej pieczarze, jak biedak.

On, co tak zawsze pragnął bogactw, co tak kochał swe złoto, dom i zwierzęta - teraz stracił wszystko!

A jednak nadal kochał Boga, Pan Bóg zaś go nie opuścił. Był przy nim i nie przestawał być jego przyjacielem.

Kiedy Bóg jest twoim przyjacielem, nigdy nie jesteś biedny.

 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • storyxlife.htw.pl
  •