AGENCI OKRĄGŁEGO STOŁU, Płużański Tadeusz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
AGENCI OKRĄGŁEGO STOŁU - TADEUSZ M. PŁUŻAŃSKI Wysłane piątek, 2, grudnia 2005 przez
Lech Wałęsa dostał od Instytutu Pamięci Narodowej status pokrzywdzonego. Sprawa ciągnęła się od marca br., kiedy były prezydent złożył w gdańskim oddziale IPN wniosek o udostępnienie mu jego teczki. Pozytywny dla Wałęsy werdykt był możliwy jednak dopiero teraz, dzięki październikowemu orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego. TK stwierdził m.in., że prawomocne orzeczenia Sądu Lustracyjnego mają być wiążące dla wszystkich organów państwa, w tym także IPN. SN zaprzeczył agenturalności Wałęsy w sierpniu 2000 r., kiedy ten ponownie kandydował na urząd prezydenta RP. Coraz więcej wskazuje również na to, że przy "okrągłym stole" siedział inny agent, a wkrótce pierwszy prezydent "odrodzonej" RP - gen. Jaruzelski.
Obecny na fecie w Gdańsku p.o. prezesa IPN, prof. Leon Kieres wyjaśnił, że Wałęsa dostał status pokrzywdzonego przez służby specjalne PRL przede wszystkim "na podstawie zgromadzonych materiałów oraz ustawy o IPN, z uwzględnieniem oczywiście wyroku Trybunału Konstytucyjnego".
Kieres mówił również, że w przypadku byłego prezydenta nie miał znaczenia proces niszczenia dokumentów SB na początku lat 90. (w gdańskiej SB zniszczono wówczas ok. 80 proc. akt: "Mieliśmy to szczęście, że materiały dotyczące Lecha Wałęsy w takim właśnie stopniu nie zostały zniszczone"). Teczka Wałęsy obejmuje kilkadziesiąt tomów akt.
IPN wydał Wałęsie status pokrzywdzonego, mimo iż nie dostał jeszcze materiałów z Komitetu Noblowskiego w Oslo. Chodzi o dokumentację dotyczącą współpracy Wałęsy z SB, która miała nie dopuścić do przyznania przywódcy "Solidarności" pokojowej Nagrody Nobla w 1982 r. Kieres stwierdził jednak, że odpowiedź ze Szwecji… "nie będzie miała wpływu na status pokrzywdzonego".
TRYBUNAŁ DLA UBEKÓW
Przypomnijmy, o co chodziło w wydanym miesiąc temu orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego. Otóż TK uznał, że nie ma sprzeczności między obowiązującą konstytucją RP a ustawą lustracyjną, obwieszczając jednocześnie nadrzędny charakter tej ostatniej wobec ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej. A zatem kontrowersyjne często wyroki nierychliwego Sądu Lustracyjnego mają mieć większą moc prawną niż glejty IPN zaprzeczające czyjejś agenturalności!
To niepokojąca wykładnia TK. Jeszcze groźniejsze jest stwierdzenie, że byli ubecy i ich agenci mogą bez ograniczeń zaglądać do swoich teczek. Jak napisał Bronisław Wildstein w tygodniku "Wprost": "Te informacje potrzebne są im, by wiedzieli, na jakie kłamstwa mogą sobie pozwolić, jakie fakty przemilczeć, a czego się sfałszować już nie da".
Na tym nie koniec. TK pozwolił ubekom na ingerowanie w akta, poprzez dodawanie do nich wyjaśnień. Wildstein napisał dalej: "Czy nie prościej byłoby pozwolić im usuwać to, co im się nie podoba? Być może trybunał kierował się bardzo szeroko rozumianym prawem własności. Ponieważ akta sporządzane były przez funkcjonariuszy i ich agentów, uznał, że są ich własnością. W ten tylko sposób można uzasadnić utajnienie archiwów przed zwykłymi obywatelami, bo taki charakter ma zamknięcie ich przed dziennikarzami. W ten sposób szczególna rola byłych komunistycznych funkcjonariuszy i agentów uzyskała konstytucyjną wykładnię. Skoro winni się stać obiektem szczególnej troski, powinni także mieć szczególne prawa. Ten szczególny status prawdopodobnie wynika z chrześcijańskiego miłosierdzia. W ten sposób III RP chce wynagrodzić ubekom moralny dyskomfort, na jaki byli skazani, wykonując swoje podłe zajęcia".
A zatem skrajnie łagodna wobec byłych ubeków i agentów ustawa lustracyjna (karane jest wyłącznie kłamstwo lustracyjne) uzupełniona została o dodatkowe prawa dla prześladowców.
Zwycięskie Prawo i Sprawiedliwość chciałoby zmienić orzecznictwo w sprawach agentury. Proponuje, aby zwiększyć uprawnienia IPN kosztem Sądu Lustracyjnego. To właśnie Instytut, jako powołana do tego instytucja, powinna orzekać o współpracy, a nie sąd. Od werdyktu IPN można by, oczywiście, odwołać się do sądu, który nie wchodziłby w kwestie merytoryczne, ale sprawdzał prawidłowość procedur. Taki system obowiązuje w Niemczech, gdzie od lat działa, podkreślić trzeba, że sprawnie, profesjonalnie i w niekwestionowany przez nikogo sposób, instytut Gaucka.
Wątpliwe jednak, aby w Polsce taką zasadę udało się wprowadzić, gdyż na drodze stoi, już nie pierwszy raz... Platforma Obywatelska, popierana przez stary, okrągłostołowy układ agenturalno-polityczno-biznesowy.
"BOLEK" ZE STATUSEM
Po uzyskaniu przy blasku fleszy statusu pokrzywdzonego, Lech Wałęsa zapowiedział, że będzie pozywał do sądu osoby, które nadal będą twierdzić, że był agentem. O kogo chodzi? Przede wszystkim o cztery osoby, szczególnie zasłużone dla polskiej walki o niepodległość, którym w III RP - niestety skutecznie - przypięto łatkę oszołomów - Joannę i Andrzeja Gwiazdów, Annę Walentynowicz i Krzysztofa Wyszkowskiego.
Wyszkowski (jeden z przywódców Sierpnia 1980; podobnie, jak pozostali), pytany, czy nadal uważa Wałęsę za agenta, stwierdził, że zna wystarczająco wiele dokumentów znajdujących się w posiadaniu IPN, które uniemożliwiły Instytutowi przyznania Wałęsie statusu pokrzywdzonego w normalnym trybie, czyli na podstawie ustawy o IPN, ale jedynie w skutek omawianego wyżej wyroku Trybunału Konstytucyjnego.
Jego zdaniem, status dla Wałęsy wcale nie oznacza, że nie był on agentem: "Taki status należy się również osobom, które były agentami, szpiclami, kapusiami, brały za to pieniądze, ale następnie stały się działaczami na rzecz niepodległego bytu państwa polskiego. Status jest jedynie świadectwem, że ktoś był represjonowany. Najważniejsze jest, że Wałęsa najpierw był agentem, a później był represjonowany, a nie odwrotnie, bo wtedy status by mu nie przysługiwał".
Krzysztof Wyszkowski powołuje się dokumenty, z których wynika, że Lech Wałęsa został zwerbowany jako agent SB 29 grudnia 1970 r. przez starszego inspektora Wydziału II KWMO w Olsztynie, kpt. E. Graczyka. Otrzymał pseudonim "Bolek" i numer rejestracyjny GD 12535. Osiem lat później inspektor SB M. Aftyka potwierdził w notatce służbowej fakt "pozyskania agenta "Bolka" - na zasadzie dobrowolności", a ów agent dał się poznać "jako osobnik zdyscyplinowany i chętny do współpracy".
Według Wyszkowskiego, "Bolek" miał donosić na swoich kolegów-stoczniowców, działających w czasie wydarzeń grudniowych 1970 r. na Wybrzeżu (a dokładnie w Stoczni Gdańskiej) i po ich krwawym stłumieniu, oraz brał za to pieniądze ("owo wynagrodzenie pobierał bardzo chętnie.."). W raporcie Aftyki wymieniona jest kwota: 13.100 złotych.
O agenturalności Lecha Wałęsy pisano już wiele - pisała prasa krajowa, jak również polonijna w Stanach Zjednoczonych. O "Bolku" wiedzieli sojusznicy PRL z NRD (STASI) i ZSRS (KGB). Na początku lat 90. naczelny archiwista KGB Wasilij Mitrochin opublikował na Zachodzie wykradzione przez siebie tajne wyciągi z dokumentów sowieckich. W notatce z 1981 r. pisze, że po internowaniu Wałęsy SB próbowała go szantażować, "przypominając mu, iż dostarczał informacji i pobierał za to pieniądze".
GENERAŁ JARUZELSKI: AGENT WOLSKI
Niedawno w Instytucie Pamięci Narodowej odnaleziono księgę ewidencyjną Informacji Wojskowej, która potwierdza, że późniejszy okrągłostołowy partner Lecha Wałęsy - Wojciech Jaruzelski został zarejestrowany w czasach stalinowskich jako agent o pseudonimie "Wolski" (zapis jest skreślony i zaczerniony, ale czytelny; widać, że ktoś chciał pomóc generałowi).
Znalezisko to wynik prac specjalnego zespołu archiwistów, powołanego do zbadania przeszłości Jaruzelskiego, w czerwcu br. Na stronie internetowej IPN opublikowano wówczas dwa dokumenty: list szefa oddziału II Sztabu Generalnego z maja 1949 r., gen. Wacława Komara do szefa Głównego Zarządu Informacji Wojskowej, płk. Stefana Kuhla. Komar pytał Kuhla, czy grupa wymienionych oficerów - wśród nich "ppłk Jeruzelski Wojciech (tu też ktoś majstrował w papierach)" - może służyć w zwiadzie wojskowym II oddziału Sztabu Generalnego. Informacja WP odpowiedziała, że nie wnosi sprzeciwu.
Drugi dokument z 1949 r. to pisana odręcznie przez oficera Informacji notatka o tych oficerach. Napisał on, że Jaruzelski jest tajnym informatorem o pseudonimie "Wolski", zwerbowanym 23 marca 1946 r. "na uczuciach patriotycznych". W notatce znalazł się też krótki biogram Jaruzelskiego i informacja, że to "dobry tajny współpracownik, nadający się na rezydenta".
Jeszcze w czerwcu br. autor stanu wojennego, a później pierwszy prezydent RP i mąż stanu Wojciech Jaruzelski twierdził, że informacje o jego związkach z Informacją to kłamstwo i polityczny atak za jego najnowszą książkę. Teraz zamilkł.
TADEUSZ M. PŁUŻAŃSKI