ALFRED SZKLARSKI--3.TOMEK NA WOJENNEJ ŚCIEŻCE, SZKLARSKI ALFRED
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Alfred Szklarski
TOMEK NA WOJENNEJ
ŚCIEŻCE
3.
Nieoczekiwany napad
Ognisto krwisty mustang drugimi susami pędził przez rozległą prerie. Jeździec
siedzący na nim pochylił się nisko do przodu, aby obszernym rondem wyszywanego
srebrem sombrera osłonić twarz przed smagnięciami wiatru. Półdziki szlachetny rumak z
nieokiełznaną pasją przeskakiwał pojawiające się na jego drodze kolczaste kaktusy,
zręcznie omijał wykroty i gnał przed siebie, brzuchem po purpurowej szałwi porastającej
szeroką równinę. wiatru upajał jeźdźca i wierzchowca.. Długo mkną wlokąc za sobą po
stepie wydłużony cień.
Zaraz człowiek uniósł głowę. Wydal okrzyk radości, a następnie ostro ściągnął
cugle wierzchowca. Musiał posiadać niezwykłą zręczność i sile, gdyż osadzony na
miejscu mustang czterema kopytami zarył siew ziemie. Przez krótka chwilę okazywał
niezadowolenie; przysiadł na zadzie, stawał dęba, lecz wprawne dłonie jeźdźca szybko
zmusiły go do posłuszeństwa.
Młody człowiek lewą ręką zsunął do tyłu filcowy kapelusz o szerokich kresach,
który opadł mu na plecy, zawisając na rzemieniu przełożonym pod brodą. W ogorzałej od
słońca twarzy błysnęły wesołe, jasne oczy. Teraz z większym prawdopodobieństwem
można było ocenić jego wiek. Mógł mieć około szesnastu lub siedemnastu lat, chociaż z
postawy wyglądał na dziewiętnaście. Wrażenie to wywoływały jego szerokie bary,
wysoki wzrost oraz wyrobione mięśnie, uwydatniające się pod obcisłą, barwną koszulą
flanelową.
Jeździec uspokoił rumaka, po czym z uwagą spojrzał przed siebie na południe,
gdzie wśród grupy poszarpanych skal wystrzelała ku niebu dość wysoka góra - cel jego
porannej wycieczki. Wznosiła się na samym pograniczu Stanów Zjednoczonych Ameryki
Północnej i Meksyku. Z jej właśnie szczytu zamierzał przyjrzeć się bliżej meksykańskiej
ziemi, której północne rubieże, ze względu na częste napady rabunkowe i utarczki
zbrojne, zwano “wiecznie płonącą granicą”.
Z miejsca, w którym zatrzymał się. jeździec, można było dokładnie odróżnić
linie załomów na. stokach góry. Wyraziście też rysowały się potężne kaktusy,
pokaźniejsze krzewy szałwi oraz
głazy
zalegające sam wierzchołek.
Mimo to chłopiec nie dal się zwieść wzrokowemu zbudzeniu, któremu łatwo
ulec przy ocenianiu odległości w nadzwyczaj przejrzystym powietrzu stepowym. Góra
oddalona była od mego jeszcze o trzy lub cztery kilometry, postanowił wiec zwolnić
tempo jazdy, aby zachować siły rumaka na drogę powrotna Lekko dotknął szyi mustanga,
półdziki wierzchowiec posłusznie ruszył stępa.
Chłopiec bacznie rozgląda] się po okolicy. Bliskość Meksyku budziła w nim
niezwykłą ostrożność. Nie mógł lekceważyć słów doświadczonego szeryfa Alana,
wyraźnie ostrzegającego, iż na pograniczu stale należy mieć się na baczności. Chociaż
pomiędzy obydwoma państwami już od wielu lat panowały pokojowe stosunki, zbrojne
oddziały, złożone z Meksykanów i Indian meksykańskich, często przemykały się na
stronę amerykańska w celu zagarnięcia stada bydła lub owiec, a czasem wzięcia do
niewoli dzieci, które potem przymusowo zatrudniano na ranczo. Te lokalne najazdy
niespokojnych sąsiadów pobudzały Amerykanów i Indian przebywających w
nadgranicznych rezerwatach do odwetu, a nieraz nawet do zaczepnych kroków. Trwała
tu więc ustawiczna walka podjazdowa, w której nie brak było krwawych ofiar.
Młody Polak, Tomek Wilmowski - on to bowiem byt owym samotnym
jeźdźcem - nie lękał się niebezpieczeństw. Nie lubił jednak lekkomyślnie narażać się na
nie, ponieważ doświadczenie nabyte podczas włóczęgi po świecie uczyniło go
roztropnym i rozważnym.
Tomek zaledwie od tygodnia przebywał w Nowym Meksyku tutaj, według
zapewnień ojca. powinien całkowicie odzyskać siły. nadwątlone po stratowaniu przez
rozjuszonego nosorożca afrykańskiego podczas ostatniej wyprawy łowieckiej w
Ugandzie, Kilkumiesięczny wypoczynek w Anglii pozwolił mu już zapomnieć o ciężkiej
chorobie i gdy nadarzyła się okazja do wyjazdu na daleki Dziki Zachód
3
, skwapliwie
przyjął propozycje ojca.
Miał ku temu dwa powody. Po pierwsze, poznana wcześniej w niezwykłych
okolicznościach w Australii młodsza od niego Sally, udając się obecnie do szkoły w
Anglii, zatrzymała się po drodze na dłuższy wypoczynek u swego stryjka zamieszkałego
w Nowym Meksyku. Tomek miał spędzić z nią wakacje w nadzwyczaj zdrowych
warunkach klimatycznych, a potem wspólnie odbyć powrotną drogę do Anglii. Po drugie
- Tomek, jego ojciec oraz ich dwaj przyjaciele, Smuga i bosman Nowicki, wciąż trudnili
się łowieniem dzikich zwierząt dla wielkiego przedsiębiorstwa Hagenbecka,
dostarczającego do ogrodów zoologicznych i cyrków różne okazy fauny świata.
Hagenbeck cenił odważnych Polaków, ponieważ zawsze bez wahania podejmowali się
trudnych zadań. Kiedy dowiedział się, że Wilmowski ma zamiar wyprawić swego
przedsiębiorczego syna w podróż do Stanów Zjednoczonych, postanowił powierzyć mu
pewną misję. Zaproponował Tomkowi, aby zwerbował tam trupę Indian, którzy za
odpowiednim wynagrodzeniem zgodziliby się brać udział w przedstawieniach
cyrkowych. Wszak Indianie byli powszechnie znani ze wspanialej tresury mustangów i
brawurowej jazdy. Oryginalny obóz indiański, przeniesiony w całości do Europy, na
pewno wzbudziłby duże zainteresowanie. Przecież jeszcze pamiętano heroiczne walki
czerwonoskórych wojowników z lat 1869-1892, toczących do ostatka zaciekły bój o
utrzymanie swojej wolności Nazwiska nieustraszonych wodzów, jak: Siedzący Byk,
Czerwona Chmura. Cochise i Geronimo
siaty
się symbolem bohaterstwa Indian.
Tomek Wilmowski udając się na tak długo oczekiwane spotkanie ze swoją
młodą przyjaciółką, z radością przyjął propozycje Hagenbecka. Wszak w ten sposób
mógł osobiście poznać dzielnych Indian, dla których zawsze odczuwał duży szacunek.
Oczywiście ojciec Tomka obawiał się wysłać zbyt nieraz porywczego syna na
samodzielną długą wyprawę, toteż jako opiekun wyruszył z nim jego najserdeczniejszy
druh, bosman Nowicki.
Dwaj przyjaciele od tygodnia przebywali w gościnie u stryja Sally, szeryfa
Allana, Tomkowi nigdy nie ciążyła opieka dobrodusznego marynarza. Obaj byli
niespokojnymi duchami i obaj przepadali za przygodami. W dodatku olbrzymi bosman
od chwili przybycia na ranczo Allana spędzał większość czasu w towarzystwie ładnej i
przemiłej Sally, zważając, aby nie stała się jej jakakolwiek krzywda. Dingo, wierny pies
Tomka, również przypomniał sobie widocznie, że to właśnie mała Australijka była jego
pierwszą panią, gdyż nie odstępował jej na krok. Tomek korzystał wiec z całkowitej
swobody. Już w pierwszych dniach rozpoczął samotne wypady konne, aby dokładnie
poznać okolice oraz nawiązać przyjazne stosunki z Indianami mieszkającymi w
pobliskich rezerwatach.
Obecnie w doskonałym humorze zbliżał się do celu porannej wycieczki. Cieszył
się, że wkrótce ujrzy meksykańską ziemię, znaną mu już trochę z książek polskiego
podróżnika Emila Dunikowskiego
,
który odbywał wyprawy badawcze do Stanów
Zjednoczonych oraz Meksyku. a potem szczegółowo opisywał swe spostrzeżenia i
przygody.
Samotna góra stawała się obecnie z każdą chwila wyższa, coraz szerzej
przełamała horyzont zasnuty liliową mgiełka. Wkrótce Tornei. znalazł się tuż u jej stóp,
Z łatwością odszukał wąską ścieżkę wiodącą na szczyt. Bez chwili wahania skierował na
nią wierzchowcu, lecz zaledwie rzucił okiem na ziemi?, natychmiast ściągnął cugle.
Lekko zeskoczył z siodła. Nie wypuszczając z dłoni arkanu przywiązanego do uzdy
konia, pochylił się nad spostrzeżonymi przed chwilą śladami, wyciśniętymi na
żwirowatej ścieżce.
Ho, ho! Ktoś już dzisiaj jechał tędy przede mną! Mógłbym się nawet założyć, że
to Indianin - rozmyślał- - Tylko czerwonoskórzy nie podkuwają swoich koni. Czego on
szuka o tak wczesnej porze na samej granicy? Przyjechał z północy, jest więc
mieszkańcem Stanów Zjednoczonych. Hm, dziwne wydaje mi się, że w biały dzień
opuścił rezerwat. Lepiej wycofam się stąd jak najprędzej.
Zaraz jednak porzucił te myśl. Rozważył swe położenie:
Odwrót przed samotnym, prawdopodobnie bezbronnym Indianinem zakrawałby
na tchórzostwo. Nie mógł do tego dopuścić Przecież nie brakowało mu odwagi. Cóż z
lego, że w bezludnym miejscu napotkał indiański ślad? Może to był kowboj zatrudniony
u któregoś z ranczerów? Może właśnie poszukiwał zagubionego bydła? Szczyt góry był
doskonałym punktem obserwacyjnym. Poza tym Tomkowi wydawało się. że jeżeli będzie
unikał spotkań z Indianami, to nigdy nie wypełni misji powierzonej mu przez
Hagenbecka. Szeryf Allan, jak wszyscy starsi ludzie, na pewno trochę przesadzał z tymi
niebezpieczeństwami czyhającymi na pograniczu. Wystarczy zachować ostrożność, a
wszystko będzie w porządku.
Uspokojony, wprowadził konia miedzy kaktusy. Wyszukał miejsce porosłe
kępkami trawy i tam przywiązał mustanga do gałęzi krzewu szałwiowego. Poprawił pas z
przytroczoną do niego pochwą z rewolwerem, aby móc w każdej chwili sprawnie
wydobyć broń, po czym zawrócił na ścieżkę. Nie tracąc czasu na dalsze zastanawianie
się, ruszy) za śladami pozostawionymi przez nie podkutego konia. Po kilkudziesięciu
krokach trop zbaczał ze ścieżki w krzewy szałwiowe i ginął, Dopiero kilka metrów
powyżej tego miejsca odszukał na ścieżce siady stóp obutych w mokasyny.
Tomek gwizdnął cicho.
“Mój Indianin uczynił to, co ja zrobiłem przed chwilą. Wobec tego najpierw
przyjrzę się jego koniowi” - pomyślał.
W tej chwili w przydrożnych krzakach, jakby odzew na myśl Tomka, rozległo
się parsknięcie. Indiański wierzchowiec musiał wyczuć jego obecność. Tomek ostrożnie
rozsunął krzewy. Nie opodal spostrzegł niskiego, gniadego mustanga z białymi łatami na
zadzie. Zwyczajem indiańskim siodło zastępowała derka w barwne wzory,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]