AKTA BUGNINIEGO - ANALIZA PRZEWROTU W KOÅšCIELE, MASONERIA UKRYTA W KOÅšCIELE KATOLICKIM

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 

AKTA BUGNINIEGO

 

ANALIZA PRZEWROTU W KOÅšCIELE

 

JOHN KENNETH WEISKITTEL

 

W kwietniu 1976 pewna książka zbulwersowała włoskich katolików i wstrząsnęła całym chrześcijaństwem. Wydana we Florencji publikacja o tytule Nel fumo di Satana. Verso l'ultimo scontro ("Dym szatana. Ku ostatecznej konfrontacji") była przenikliwą krytyką sytuacji Kościoła po Vaticanum II (1). Bezpośredni atak został w niej wymierzony w "arcybiskupa" Annibale Bugniniego CM (1912 – 1982), sekretarza posoborowej Kongregacji Kultu Bożego, która przewodniczyła nieszczęsnej "reformie" liturgicznej.

 

"Reforma została przeprowadzona" – zarzucano w książce – "przez tegoż Bugniniego, który w końcu został zdemaskowany; to, o co go od dawna podejrzewaliśmy okazało się prawdą: to wolnomularz" (2). Niektóre zarzuty wysuwane od Vaticanum II były bardziej kąśliwe – wysoki dygnitarz kościelny oskarżony o to, że jest wrogiem tego samego Kościoła, którego przysięgał bronić. Tym, co czyni to wszystko bardziej wiarygodnym jest osoba autora. Tito Casini to nie łowca skandali, lecz pisarz o uznanej reputacji, szczególnie znany z prac dotyczących Mszy (3).

 

Źródłem tego ujawnienia nie jest jednak Casini, który tylko zrelacjonował incydent, jaki miał miejsce ubiegłego lata. Pewien kapłan odwiedził "papieża" Pawła VI i rzucił mu na biurko dokumentację identyfikującą Bugniniego jako brata lożowego ostrzegając, że upubliczni te informacje, jeśli natychmiast nie zostaną podjęte odpowiednie kroki. Paweł VI wyznaczył Bugniniego na pronuncjusza Iranu, stanowisko leżące daleko poza wszelką kontrolą i rozwiązał kongregację.

 

Dla nikogo nie było zaskoczeniem, że ta "papieska" decyzja nie uspokoiła tradycjonalistów i wkrótce miały wyjść na światło dzienne groźne odkrycia. Miesiąc przed ujawnieniem sensacji Casiniego, arcybiskup Marcel Lefebvre oświadczył w Liście do Przyjaciół i Dobroczyńców: "Teraz, gdy słyszymy z Rzymu, że ten, który był duszą reformy liturgicznej jest wolnomularzem, możemy się domyślać, że nie on jedyny. Zasłona okrywająca największe w historii oszustwo mające wprowadzić w błąd duchowieństwo a wiernych w konsternację, niewątpliwie zaczyna się rozdzierać" (4). Dodatkowo, czerwcowy numer włoskiego Si, Si, No, No z 1976 roku, a cztery miesiące później, między innymi, październikowy numer francuskiej gazety La Contre-réforme catholique upubliczniały te wieści (5).

 

Tymczasem Bugnini, który gwałtownie zaprzeczał jakoby miał kiedykolwiek postawić w loży stopę, przyzwyczajał się do życia w islamskim kraju, gdzie miał pozostać niemal aż do śmierci (6). Kontrowersje wkrótce wygasły i poszły w zapomnienie, ale jak pisze w swoich wspomnieniach istniała jeszcze chęć by "marnować czas na próżno":

 

"Tak więc «bomba» nie wypaliła, ale w następnych latach nadal występowało pragnienie, zwłaszcza ze strony władz, by dokładnie przyjrzeć się zarzutom. Było zresztą niemożliwe, by wątpliwości, wahania i podejrzenia tak po prostu pozostawić bez wyjaśnienia; sprawiedliwość i umiłowanie prawdy [sic] nie mogłyby na to pozwolić. Dementi V. Levi'ego w artykule «Riflessioni di fine settimana» z L'Osservatore Romano, 10 października 1976 wywołało dalsze oskarżenia w Si, Si, No, No. (Powstaje pytanie jak takie jadowite, antysoborowe pismo pełne kłamstw i oszczerstw mogło prosperować, choć było kierowane przez kapłana, w Grottaferrata, tak blisko Rzymu)" (7).

 

Ale w zeszłym roku, dziesięć lat po śmierci najbardziej szkalowanego "arcybiskupa" stare zarzuty odżyły i znów słychać tykanie bomby. Latem, włoski, soborowy magazyn 30 Giorni, podniósł tę kwestię. Dwunastostronicowy artykuł o intrygującym tytule "Dossier: Wolnomularstwo i wprowadzenie reformy liturgicznej" zapowiadał udzielenie odpowiedzi na kontrowersyjne pytanie. Czy się to udało?

 

 

Pseudonim: "Buan"

 

"Drogi [bracie] Buanie (domniemany pseudonim masoński Bugniniego – JKW)", rozpoczyna się datowany na 14 lipca 1964 roku list:

 

"Pragniemy cię powiadomić o zadaniu, jakie Rada Braci w uzgodnieniu z Wielkim Mistrzem i Książętami do tronu postanowiła ci powierzyć: ...szerzyć dechrystianizację przez wprowadzenie chaosu do obrzędów i języka oraz zantagonizować kapłanów, biskupów i kardynałów. Językowa i obrzędowa wieża Babel oznacza nasz triumf, ponieważ jedność języka i rytuałów była siłą Kościoła... Wszystko musi się dokonać w przeciągu dekady" (8).

 

Na dobrą sprawę jest to materiał obciążający, być może nawet potępiający. Lecz jeszcze bardziej pogrążająca była rzekoma odpowiedź Bugniniego z 2 lipca 1967 roku:

 

"Prześwietny Wielki Mistrzu... niezwłocznie zostały podjęte kroki prowadzące do desakralizacji. Wydana została kolejna Instrukcja, która weszła w życie 29 czerwca ubiegłego roku. Teraz możemy już mówić o zwycięstwie, jako że język narodowy panuje niepodzielnie w całej liturgii, nawet w częściach najbardziej istotnych... Istnieje pełna swoboda wyboru różnych formularzy, dopuszczająca nawet osobistą inicjatywę i... chaos... Krótko mówiąc, sądzę, że zgodnie z twoimi instrukcjami udało mi się posiać tym dokumentem ziarna największej samowoli. Musiałem zaciekle walczyć i użyć wszelkich dostępnych forteli by została zatwierdzona przez papieża, w obliczu moich wrogów z Kongregacji Rytów. Na nasze szczęście, zdobyliśmy bezpośrednie wsparcie od naszych przyjaciół i braci w Universa laus, którzy są lojalni. Dziękuję za przesłane pieniądze i w nadziei rychłego spotkania, przesyłam ci moje uściski. Twój Brat Buan" (9).

 

A co sądzi o dokumentach autor artykułu, Andrea Tornielli? Początkowo wyraża tę samą niepewność, jaka będzie udziałem wielu ludzi, którzy się z nimi zetknęli:

 

"Czy te dokumenty – wysoce kompromitujące dla uwikłanego w to człowieka, który zawsze zaprzeczał jakimkolwiek kontaktom z masonerią – są autentyczne czy fałszywe? Rozstrzygnięcie tego jest niemożliwe, gdyż listy napisano na maszynie, następnie zostały skserowane przez tajemniczego «kreta», za którego pośrednictwem przeciekły do pewnych biskupów i kardynałów, w tym do arcybiskupa Genui, kardynała Giuseppe Siriego i Prefekta Sygnatury Apostolskiej – Dino Staffa. Jeśli są autentyczne, to wskazują na rozmyślną próbę podkopania od wewnątrz katolickiej doktryny i liturgii. Ale mogą być również fałszerstwem, zmyślnie przemyconym przez kogoś pragnącego stworzyć rywalizujące «frakcje» w obrębie Kurii. Niewątpliwie, dobór słów obydwu pism wydaje się zbyt dosadny i obcesowy. Jednak skutki reform Bugniniego całkowicie odpowiadają intencji w nich wyrażonej" (10).

 

Jednakże w dalszej części artykułu te przeciwstawne aspekty zostają skrzętnie, pośrednio "rozstrzygnięte" na korzyść Bugniniego, Pawła VI i spółki uwalniając ich od wszelkich uchybień (mówi się o "wartościowej dyplomatycznej pracy" Bugniniego w czasie zesłania do Iranu, przypadkowo przypadającej na ten sam okres czasu, kiedy to Szach został obalony przez ajatollaha Chomeiniego). W rzeczywistości, zanim autor doszedł do połowy artykułu to wydaje się, że już zapomniał o całej sprawie. Znacznie więcej miejsca jest poświęcone analizie tego jak to posoborowa liturgia przestawiła się z łaciny na języki narodowe niż zbadaniu sprawy Bugniniego (Tornielli, zwróciwszy uwagę, że "reformy" współgrały z intencją listu "drogiego Buana", mógł zająć się tym zagadnieniem bardziej szczegółowo, gdy omawiał soborową liturgię).

 

Nie chodzi o to, że omówienie nie jest zajmujące. Wprost przeciwnie, gdyż materiał tam zawarty dotyczy wydarzeń z wcześniejszej działalności Bugniniego, jak również jego współpracy z Pawłem VI. Tornielli pisze:

 

"Bezpośrednio po drugiej wojnie światowej, ks. Annibale Bugnini był sekretarzem Komisji Liturgicznej powołanej przez Piusa XII do zreformowania obrzędów Wielkiego Tygodnia. Ale jego reformatorskie skłonności sięgały wcześniejszego okresu. W roku 1944 poprosił msgr. Arrigo Pintonello o przetłumaczenie pewnych tekstów o odnowie liturgicznej napisanych przez niemieckich katolików i protestantów..." (11).

 

W 1962 roku Bugnini będący wówczas sekretarzem pontyfikalnej komisji przygotowawczej do spraw liturgii, doświadczał tego, co nazwał "moim pierwszym wygnaniem", kiedy to najpierw, przewodniczący komisji – kardynał Arcadio Larraona, usunął go z urzędu, a następnie Jan XXIII "zwolnił ze stanowiska wykładowcy liturgii na pontyfikalnym duszpasterskim instytucie Uniwersytetu Laterańskiego" (12). Nieznany z nazwiska "starszy duchowny" wypowiedział się w 30 Giorni: "Pozbyli się sekretarza ponieważ chciał zmieniać rzeczy, których nie powinno się naruszać (kursywa dodana – JKW) tym bardziej, że nie nadawał się do tego zadania" (13). "Zsyłka" miała się jednakże okazać krótka i Bugnini mógł później stwierdzić: "Byłem sumiennym wykonawcą woli Pawła VI i Soboru" (14).

 

Chociaż niekiedy wydawało się, że to Paweł VI był wiernym wykonawcą woli Bugniniego. Tornielli przypomniał jak w 1967 roku "papież" zażyczył sobie (poprzez watykański Sekretariat Stanu), aby "w codziennych i świątecznych mszałach obok tłumaczenia na język narodowy znajdował się, choćby mniejszą czcionką, tekst łaciński" (15). Ta interwencja została odrzucona z "przyczyn technicznych". Dlaczego? Odpowiedzi udzielił lojalny innowator Pawła VI, Annibale Bugnini: "Zasada, sama w sobie dobra, spowodowałaby ogromne trudności: przesadna objętość liturgicznych ksiąg, trudności techniczne, szczególnie w przypadku pewnych krajów, które nie używają nawet łacińskiego alfabetu..." (16). Ostatecznie, ta późniejsza koncepcja zwyciężyła.

 

Ten epizod jest pouczający z wielu powodów. Z punktu widzenia "reformatorów" im szybciej pozbyto by się łaciny, tym szybciej ich nowe lex orandi mogłoby całkowicie zastąpić prawdziwą katolicką liturgię. Ponieważ celem ostatecznym była nowa "Msza" w całości w języku narodowym, a starożytne, czcigodne łacińskie modlitwy zostały porzucone by utorować drogę nowym (które miały, w najlepszym razie, tylko niewielki związek z wcześniejszymi tradycyjnymi oracjami), to dlaczego ci liturgiczni edytorzy mieliby w ogóle brać pod uwagę dodatkowe zamieszanie i koszty związane z publikowaniem dwujęzycznych ksiąg? Jeśli głównym celem "reformy" była całkowita rezygnacja z łaciny, to czemu w ogóle zawracać sobie głowę włączaniem jej do nowych sakramentarzy? Jeśli chodzi o reakcję Pawła VI, było to matactwo typowe dla soborowych "papieży" w każdym obszarze życia religijnego. Mimo tego, że żył jeszcze ponad dekadę od tej interwencji, "papież" Montini nie zrobił nic, aby powstrzymać liturgiczną rewolucję. Będąc dalekim od uczynienia czegoś, co by miało pozory powrotu do poprzedniego stanu, łacina była spychana coraz to bardziej na dalszy plan, strategia działania względem której Jan Paweł II – niezależnie od jego telewizyjnych łacińskich "Mszy" Bożonarodzeniowych – nic nie uczynił.

 

Artykuł w 30 Giorni zawiera również krótki wywiad z przyjacielem i liturgicznym współpracownikiem Bugniniego – "księdzem" Gottardo Pasqualetti, który pomógł mu wydać jego wspomnienia i napisał do nich przedmowę. W odpowiedzi na pytanie Andrea Tornielli dotyczące szczegółów zesłania do Iranu, stwierdza:

 

"Dla Bugniniego była to prawdziwa tragedia. Najboleśniej odczuł to, że usunięto go bez podania powodów. Nawet, gdy papież [sic] udzielił mu audiencji nie uczynił na ten temat żadnej wzmianki. Według Bugniniego decyzja była skutkiem spisku bazującego na podrobionych dokumentach dotyczących jego rzekomej przynależności do masonerii" (17).

 

Pasqualetti odrzuca sugestię jakoby Paweł VI podpisał słynną Instrukcję Generalną do Nowego Porządku Mszy bez uważnego jej przeczytania. Dopuszczając jednocześnie możliwość, "że coś uszło uwadze papieża (być może takie coś jak heretycki Artykuł 7? – JKW)", podkreśla fakt, że Bugnini i Paweł VI "spędzili razem wiele godzin poprawiając wszystkie teksty" (18). Pomimo tak ścisłej współpracy, Pasqualetti utrzymuje, że wygnanie Bugniniego częściowo miało coś wspólnego z wywieraną na Watykan presją dotyczącą Novus Ordo Missae i tym, że rozpoczęła się później kampania zmierzająca do zniweczenia pracy sekretarza. "W 1975 roku" – jak pisze – "dotychczasowy sekretarz Consilium nie tylko został usunięty, ale wszelki ślad po nim wymazany a to, co stworzył zniszczone. Jeszcze dzisiaj, gdy duchowni z Kongregacji Kultu Bożego mówią o latach liturgicznej reformy, unikają wspominania Bugniniego" (19). Tornielli kończy swój artykuł podobną uwagą, pisząc jak to odejście Bugniniego rzekomo oznaczało wyraźny kontrast z wcześniejszymi "latami świetności" liturgicznej "reformy": "Po tamtym okresie coś nieodwracalnie się pogorszyło. To Paweł VI – niegdyś tak ufający Bugniniemu – był tym, który usunął go po soborze. Można było powiedzieć, że reforma z całą pewnością dobiegła końca" (20).

 

W ostatecznym rozrachunku, artykuł z okładki 30 Giorni okazuje się być bardziej drażniącym niż demaskującym. W niewielkim stopniu zajmuje się prowokacyjnym tematem zapowiedzianym w tytule; zamiast tego, czytelnikowi podaje się szczegóły "reformy" w świetle Vaticanum II, o tym jak mszały i brewiarze zostały "zdelatynizowane" oraz historię Consilium. Temat masonerii i jej przeniknięcia do Kościoła jest poruszony tylko mimochodem. To, co mogło być dogłębnym zbadaniem skandalu i tego jak "rezultaty reform Bugniniego całkowicie odpowiadają intencji wyrażonej w [dwu spornych listach]", jak również wartościowym wkładem w zrozumienie masońskich machinacji, okazuje się być zaledwie wprawką z dziedziny dziennikarskiego kuglarstwa, które tak naprawdę nie ujawnia niczego nowego w omawianym przedmiocie.

 

 

Okupowany Kościół

 

W przeciwieństwie do 30 Giorni niniejszy artykuł nie cofnie się przed podjęciem tego problemu. Chociaż powiązania Bugniniego z tajnymi stowarzyszeniami mogą być na zawsze okryte całunem ciemności towarzyszących takim koteriom, to na podstawie tego, co jest znane wciąż jest możliwe wysnucie rzeczowych wniosków. Umiejętność zidentyfikowania konturów armii sił ciemności, która toczy bezwzględną wojnę z Kościołem jest zbyt ważna dla katolików, aby można było odrzucić takie zarzuty bez wnikliwej analizy znanych faktów.

 

Co zatem można wywnioskować na temat Bugniniego? Choć wiele renomowanych źródeł ochoczo przypisało mu winę, to oskarżenia spotkały się z krytyką. Był masonem, czy nie był? (Być może tylko jego Wielki Mistrz, zakładając, że był taki, wie to na pewno). Czy był szczery w swoich zaprzeczeniach czy tylko zacierał ślady? Tajemnica Bugniniego – jeśli taka była – powędrowała z nim do grobu. Biorąc pod uwagę brak publicznego przyznania się i podobny brak bezspornych dowodów łączących go z tą grupą, naturalnym wnioskiem byłoby stwierdzić, że sprawa utknęła w martwym punkcie i na tym poprzestać.

 

Prawdą jest, że oprócz spornej dokumentacji, nie istnieją bezpośrednie dowody na powiązania Bugniniego z Lożą. Istnieją jeszcze inne możliwości prowadzenia dociekań, które można wykorzystać. Jeśli jego członkostwa nie można definitywnie udowodnić, to istnieją mocne poszlaki, aby wiązać go z Lożą lub przynajmniej wykazać, że to, co wprowadził w życie jest uderzająco podobne do celów głoszonych przez zdeklarowanych wrogów Kościoła.

 

W 1975 roku francuski autor Jacques Ploncard d'Assac napisał książkę o prowokacyjnym tytule, L'Église Occupée (Okupowany Kościół). W następujący sposób wyjaśnia tezę swej pracy: "Jeśli uda się wykazać, że wszystkie «nowinki», które niepokoją dziś Kościół są niczym innym jak dawnymi błędami wielokrotnie potępianymi przez Rzym, to będzie można stwierdzić, że Kościół końca XX wieku jest okupowany przez osobliwą sektę, dokładnie tak samo jak kraj może być okupowany przez nieprzyjacielską armię [kursywa dodana]" (21). Tak rozpoczyna rozdział zatytułowany "Tajne stowarzyszenie wewnątrz Kościoła?":

 

"Pomysł infiltracji Kościoła, w celu rozchwiania jego doktryny i przejęcia kontroli nad jego hierarchią – choć może się wydawać niesamowity – zawsze był obsesją różnych tajnych sekt. Najbardziej znane próby osiągnięcia tego celu były dziełem bawarskich «iluminatów» w XVIII wieku i Alta Vendita w XIX.

 

W 1906 roku pojawiło się w Paryżu francuskie tłumaczenie książki włoskiego autora, Antonio Fogazzaro zatytułowanej, Il Santo – Święty. Będąc zaledwie przeciętną pod względem powieściopisarskich standardów, książka ta niewątpliwie poszłaby w zapomnienie gdyby nie to, że posłużyła do rozpropagowania zasad i metod modernistycznej sekty.

 

A były one dość zdumiewające; plan polegał ni mniej ni więcej tylko na założeniu w samym łonie Kościoła tajnego stowarzyszenia [kursywa dodana], mającego na celu przejęcie kontroli nad najwyższymi stanowiskami hierarchii, aby spowodować ewolucję Kościoła zgodnie z ideami epoki nowożytnej" (22).

 

Bazując właśnie na tej weryfikowalnej przesłance (wrogowie usiłujący ukryć się w Kościele, aby tym łatwiej go zniszczyć) wszelkie rozważania przypadku Bugniniego muszą się rozpocząć. W przeciwnym razie, krytycy z łatwością odrzucą dyskusję o masońskim duchownym jako zwykłą paranoidalną fantazję tradycyjnych katolików. Jeśli chodzi o przedstawione w dalszej części dowody, to należy mieć na uwadze pewne kwestie. Po pierwsze, nie zostanie wykorzystane nic, co można by odrzucić jako fałszywe bądź wątpliwe. Większość pochodzi z przedsoborowych źródeł watykańskich lub zdobytych dokumentów tajnych stowarzyszeń, które Stolica Apostolska uznała za autentyczne i nakazała ich opublikowanie. Po drugie, inne cytowane tu dokumenty, mimo że nie wypowiedział się o nich Kościół, mają jawny charakter. Należą do nich opublikowane oświadczenia wolnomularzy oraz ich jawnych sprzymierzeńców. Krótko mówiąc to, co będzie przedmiotem rozważań to stan faktyczny i to właśnie opierając się na tej rzeczywistości będzie można rzucić pewien promień światła na sprawę Bugniniego.

 

 

Przewrót zaplanowany przez wrogów Chrystusa

 

Początków współczesnego ruchu dążącego do unicestwienia Kościoła rzymskokatolickiego można się doszukać w połowie XVIII wieku, kiedy to grupa zagorzałych i głośnych apostatów zjednoczyła się w okresie tak zwanego oświecenia. Podczas gdy "wolnomyślicieli" wyszydzających każdą naukę i praktykę Kościoła można było spotkać wtedy w całej Europie, odrażającym centrum, z którego pochodziły ataki była Francja, szczególnie w osobach fałszywych intelektualistów odpowiedzialnych za napisanie i wydanie niesławnej Encyclopédie (Encyklopedii). Główną postacią encyklopedystów był François Marie Arouet, lepiej znany światu pod literackim pseudonimem (nom de plume) – Wolter.

 

Podobnie jak wielu encyklopedystów, Wolter był wolnomularzem. Przez pięćdziesiąt lat niezmiennie kończył swoje listy do kolegów radykałów mottem, "écrasons nous l'infame" ("zgniećmy nikczemnika" – oznaczające pokonanie Chrystusa i Jego Kościoła). Ta piekielna nienawiść do katolicyzmu, do którego wszakże nominalnie należał, w połączeniu z literackim talentem, skłoniła słynnego katolickiego pisarza, Jacquesa Crétineau-Joly do nazwania go "najdoskonalszym wcieleniem szatana, jakie świat kiedykolwiek widział" (23). Następujący incydent dotyczący Woltera został opisany przez  biskupa George'a Dillona: "Porucznik policji powiedział mu kiedyś, że pomimo tego wszystkiego, co napisał, nigdy nie zdoła zniszczyć chrześcijaństwa. «Dokładnie to się jeszcze okaże» [kursywa dodana] – odpowiedział" (24).

 

Ataki Woltera i encyklopedystów wywarły głęboki wpływ na klimat intelektualny Francji i pomogły wzniecić społeczny ferment, który miał się zakończyć wielkim przelewem krwi w rewolucji 1789 roku. Ich wkład we wprowadzanie w życie celów masonerii nie uszedł uwadze Loży. Ksiądz Clarence Kelly, w swojej pracy Conspiracy Against God & Man (Spisek przeciw Bogu i człowiekowi), przytacza fragment przemowy wygłoszonej w 1904 roku na Kongresie Wielkiego Wschodu:

 

"W osiemnastym wieku wspaniały nurt encyklopedystów uformował w naszych świątyniach żarliwe audytorium słuchaczy, którzy wówczas jako jedyni odwoływali się do inspirującego hasła nieznanego dotąd tłumowi: «Wolność, Równość, Braterstwo». Rewolucyjne ziarno szybko zakiełkowało wśród tej elity. Nasi znamienici wolnomularze d'Alembert, Diderot, Helvetius, d'Holbach, Wolter, Condorcet dokończyli dzieła ewolucji świadomości i przygotowali nową erę. A gdy upadła Bastylia, masoneria miała najwyższy zaszczyt przekazania ludzkości karty praw (tj., Deklaracji praw człowieka), którą to z poświęceniem opracowała. (Oklaski)" (25).

 

A jednak, pomimo morza krwi, które pomogli rozlać, owi antychryści zawsze potrafili się ukryć za pełnymi miłości pozorami lub zawoalowanym językiem, gdy tylko sposobność umożliwiała taką obłudę. Monsignor Dillon tak pisze o Wolterze:

 

"Był on również, podobnie jak szkoła, którą po sobie zostawił – hipokrytą. Niewierny do szpiku kości, potrafił, gdy tylko to służyło jego celowi, nie tylko praktykować katolicyzm a nawet udawać gorliwość religijną. Spodziewając się uzyskać od króla uposażenie, napisał do swego ucznia – M. Argentala, który zarzucał mu hipokryzję i sprzeczności w postępowaniu. «Gdybym miał sto tysięcy ludzi wiedziałbym dobrze, co mam zrobić; ale, jako że ich nie mam pójdę na Wielkanoc do komunii i tak długo jak tylko chcesz możesz mnie nazywać hipokrytą». I Wolter otrzymawszy swoje pieniądze, następnego roku poszedł do komunii..." (26).

 

Idąc za przykładem swojego mentora, encyklopedyści byli dość biegli w sztuce podstępu, ich bezbożne kłamstwa skrywały się w dżungli dwuznaczności i słów-kluczy. Gustave Combes w swojej książce Revival of Paganism (Odrodzenie pogaństwa), stwierdza, że...

 

"dla ukrycia swoich ataków wykorzystywali całą pomysłowość, aby tylko nie alarmować władz państwowych, ani aby zwykły czytelnik niczego nie podejrzewał. Jeden z najznakomitszych autorów, d'Alembert, mówi o «tej zakulisowej wojnie», która potajemnie podkopywała, aby tym skuteczniej móc zniszczyć. Naigeon i Condorcet mówią o «tych aluzyjnych artykułach», w których «depcze się religijne uprzedzenia usiłując wywołać wrażenie, że w ogóle się tego nie robi», gdzie «poważane błędy» systematycznie zdradza «słabość ich wywodów», gdzie oszałamiają przez «bliskość prawdy przenikającą do samych korzeni ich fałszu»" (27).

 

Wszystko to bardzo przypomina metody modernistów stosowane sto lat później (28). Chociaż dzisiejszy ostrożny katolik potrafi dostrzec wiele zakłamania w Encyklopedii, to jednak w swoim czasie zwiodła wielu. Combes pisze:

 

"Czytelnik nie może się oprzeć wrażeniu, że każdy wers jest naznaczony ateizmem. Ale generalnie Encyklopedia jest tak powściągliwa i poczciwa, że odczuwa niechęć do potępienia jej jako dzieła wywrotowego o ile nie czyta jej na tyle uważnie żeby odkryć prawdziwe znaczenie i barbarzyński charakter ataku. Ponadto, ateizm ten pojawia się w miejscach, w których czytelnik by się tego najmniej spodziewał; na przykład, pod hasłami niemającymi żadnego związku z jakimkolwiek religijnym tematem. W tych naukowych artykułach, zasadniczo nieszkodliwych, Encyklopedia ukazuje swój najjadowitszy krytycyzm wobec «chrześcijańskiego fanatyzmu».

 

Ale bez względu na to czy jej doktryna jest wyrażona cichaczem czy otwarcie, czy przybiera postać ironii czy też obelgi, w każdym przypadku ma wyłącznie jeden cel: uderzyć w chrześcijaństwo z każdej strony, bez żadnej litości podkopać fundamenty cywilizacji, zniszczyć wszelki autorytet i każdą zdrową zasadę. By zrealizować ten cel, zwarła szyki wszystkich sił bezbożnictwa, jakie potajemnie panoszyły się po świecie przez ostatnie dwa stulecia i wykorzystała wszystkie oskarżenia, jakie były wysuwane przeciw Kościołowi. Encyklopedia zestawia w jednym miejscu wszystkie wywody i odparcia zarzutów autorstwa antyreligijnych filozofów, tworząc z nich ogromną summę, która triumfalnie staje w opozycji do Summy św. Tomasza; nowa ewangelia pochodząca z głębin ludzkiego umysłu, która w zamierzeniu chciałaby wyrugować Ewangelię uważając ją za rzekomo objawioną przez Boga. W rzeczywistości miał to być zwiastun nowej ery, jaką obwieszczała światu" (29).

 

 

...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • storyxlife.htw.pl
  •